niedziela, 2 grudnia 2007

Łyżki

Pewnego dnia łyżki urządziły defiladę. Na początku szła ta największa- wazowa.Waliła mocno trzonkiem w stół, a w jej blaszanym hełmie przeglądało się słońce. Za nią -maszerowało czworkami dwanaście łyżek stolowych:
-Raz - dwa - trzy - cztery
raz-dwa-trzy-cztery
raz-dwa-trzy-cztery.
Za stołowymi, usiłując dotrzymać im kroku, szły bardzo zmieszane łyżeczki do herbaty:
-Raz-dwa
-trzy-cztery
dwa-trzy
cztery - tak właśnie szły, bo szyki też im się trochę myliły.
Jeszcze dalej drobiły, jak przedszkolaki, drobniutkie łyżeczki do kawy. I Oczywiwiście szły parami, tak jak to zawsze robią dzieci w przedszkolu.
-Raz - dwa,
raz-dwa,
raz-dwa -tak właśnie sobie szły i idąc lizały resztki kremu. Bo po obiedzie była tego dnia kawa z kremem.
A na szarym końcu człapała bardzo smutna łyżka do wkładania butów. I myślała:
"Żeby w tym domu było nas więcej, tobyśmy dopiero pokazały, jak się maszeruje! Bo my łyżki do butów - umiemy to przecież najlepiej...."

Brak komentarzy: